poniedziałek, 14 listopada 2011

Poród opisany 2 miesiące później...

Poród :)

Z tego całego zaangażowania w rolę matki zapomniałam napisać o przyjściu na świat Naszego Bąbelka...

 39 tydzień równo tydzień przed wyznaczonym terminem :)

Wszystko zaczęło się od gry w Makao :D Razem z moim mężem, siostrą i jej chłopakiem, którzy przyjechali do kraju na urlop ( i traf chciał, że na mój poród) graliśmy o godzinie 21 w tę słynną grę karcianą. Nagle dostałam atak niekontrolowanego śmiechu... trwało to ok 30 minut... Od tego wszystkiego dostawałam zadyszki i łzy z niewyjaśnionego szczęścia spływały mi ciurkiem po policzkach. Siostra jeszcze się śmiała i ciągle powtarzała, żebym się uspokoiła, bo zacznę rodzić... ( no i wykrakała :) ) I w ten oto zabawny sposób zrobiła się godzina 22:30 i od tej pory zaczęłam czuć delikatne dziesięciominutowe skurcze macicy... Mateusz (mąż) od razu chciał dzwonić do mojego ginekologa i jechać do szpitala - ach Ci mężczyźni :P. Całe szczęście mu zabroniłam... Na spokojnie z zegarkiem w ręku liczyłam przerwy pomiędzy skurczami, które trwały już godzinę postanowiłam iść pod prysznic i się odświeżyć. Na spokojnie ogoliłam sobie jeszcze nogi :D, nabalsamowałam się i nie wiem dlaczego tego wieczoru pomalowałam sobie rzęsy... Po zrobieniu się na bóstwo tanecznym krokiem z uśmiechem na twarzy wkraczam do pokoju, a Mateusz leży sobie na łóżku i dziwnie na mnie patrzy... Zapytałam się dlaczego tak na mnie zerka i w odpowiedzi na moje pytanie dostałam odpowiedź - "Nie wyglądasz żebyś miała rodzić. Przyznaj się, że robisz sobie ze mnie jaja....... idę spać" oczywiście wszystko mówione w kontekście żartu. Zrobiła się godzina 00:20 a skurcze 10- minutowe jak były tak są, więc poszłam po torbę ubrałam się i powiedziałam, że jedziemy do szpitala. No i pojechaliśmy.... Na izbie przyjęć wszystko z godnie z planem: mierzenie ciśnienia, milion pytań o wszystko, podpisywanie papierów, szukanie w torbie dowodu osobistego, sprawdzenie rozwarcia a tu już 3 cm... Kazano mi się przebrać w seksowną szpitalną koszulę nocną;) i tak też uczyniłam i nagle skurcze z dziesięciominutowych zmieniły się w pięciominutowe - zapewne przyczyną zmiany było jechanie windą z kobietą, która miała skurcze co minute i wrzeszczała, że chce już być po wszystkim... Nie ukrywam, ze byłam tym wszystkim lekko przerażona :D.

No i przedstawienie czas zacząć....

Poproszono bym położyła się na tym wygodnym łóżku znajdującym się w pokoju dla kobiet, które z utęsknieniem czekają na swoje Bobaski... Założono mi wenflon i podłączono do mnie KTG a tam skurcze 70% i już szczerze powiedziawszy lekko bolące. Przez kroplówkę dostawały się do krwiobiegu standardowe leki. Przy podawaniu jednego z nich zostałam poinformowana, że mogę odczuwać kołatanie serca, problemy z widzeniem i mdłości... Potwierdzam, że miałam to wszystko naraz :D dodatkowo odczuwałam wszystko w zwolnionym tempie lecz jakoś szybko wszystko wróciło do normy. Dodam też, że na porodówce był ze mną Mój wybranek, którego poprosiłam o informowanie mnie o natężeniu skurczy - czego potem żałowałam. Godzina 03:30 a ja jeszcze dreptałam po sali, godzina 04:00 leże już na łóżku z 8cm rozwarciem i.... (nie strasząc przyszłe pierworódki) odpoczywam między bólami partymi... Mateusz ciągle informuje mnie o tych jakże fascynujących procentach na ekranie i nagle wypala z tekstem - " Ola 70% i rośnie, 85% i rośnie. Ola 99% nie ma skali!!!" :D hehe Co dziwne między skurczami normalnie się uśmiechałam i żartowałam z parterem, nawet mówiliśmy, że jak będzie już blisko "wyjścia" Bąbelka mam powiedzieć "Makao" a jak już będzie po to "po Makao" - oczywiście z tych emocji zapomniałam tego powiedzieć :D. Położne Mówiły mi proszę głęboko oddychać, a ja ciągle je przepraszałam i mówiłam, ze się poprawie ( sama nie wiem dlaczego ciągle mówiłam dziękuje i przepraszam :D). Teraz usłyszałam hasło - "Proszę przeć", więc parłam a mój Mężczyzna życia mówi mi -"Rozmazałaś się" ( I tu sobie pomyślałam, że trzeba było kupić tusz wodoodporny :P ), po czym mnie wyciera... hehe... Najgorsze uczucie jest takie jak czujesz, że chcesz przeć a położne mówią, że nie można i trzeba parcie powstrzymywać :). I nagle słyszę, po drugiej stronie położną- " Główka już wychodzi... Chce Pani dotknąć główki dziecka?... Powiedziałam Nie, bo zaraz sobie wyobraziłam jak ja usiłuje wyciągnąć rękę w tych bólach i w tym ogólnym zmęczeniu... następne parcie i poczułam niesamowitą nagłą ulgę... Po bólu nie było ani śladu... No i niezapomniane uczucie jak po raz pierwszy dano mi Naszą Kruszynkę na klatkę piersiową :) Jak poczułam jej dotyk na moim ciele, jak zobaczyłam tę małą owłosioną główkę łzy zaczęły spływać mi po policzkach..... Mąż przeciął pępowinę a ja jeszcze sobie poleżałam w celu ujrzenia pięknego i interesującego łożyska oraz szycia szyjki (7 szwów), ponieważ Kruszynka poszarpała mnie od środka... nie będę owijała w bawełnę, że szycie cholernie bolało i wydawało mi się, że trwa to wieczności....

I tak w oto ten sposób 14 września 2010 roku o 04:47 bez krzyczenia z mojej strony przy porodzie, urodziła się siłami natury i bez nacięcia krocza Nasza Malutka Antonina Helena, ważąca 3400g i o całych 54 cm długości :)

Więc I okres porodu trwał 3h i 45min a drugi okres 15min. Sama jestem zdziwiona, że tak szybko mogłam zobaczyć już długo wyczekiwaną Córeczkę :*

Rekonwalescencja po porodzie u mnie trwała nieco dłużej niż okres połogu, bo silny, rwący ból w kroczu odczuwałam 2 miesiące... No, ale prawda jest jedna...

Dla takich skarbów warto trochę pocierpieć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz